
W Sejmie w ubiegłym tygodniu odbyło się posiedzenie Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi poświęcone sytuacji na rynku produktów pszczelarskich. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele administracji państwowej, agencji rolnych, instytutów badawczych, organizacji pszczelarskich i przetwórczych, a także reprezentanci Polskiej Izby Miodu. Obrady, w których uczestniczył wiceminister rolnictwa Jacek Czerniak -dobrze znający realia branży – miały charakter merytoryczny i momentami bardzo dynamiczny, ale po raz pierwszy od dawna umożliwiły wielostronną, konstruktywną wymianę opinii na temat wyzwań stojących przed sektorem pszczelarskim.
Import winowajcą?
Warto spojrzeć na sytuację pszczelarstwa z szerszej perspektywy i zadać pytanie: czy rzeczywiście import jest głównym winowajcą problemów branży? Z pewnością nie. Obraz jest znacznie bardziej złożony. To splot czynników ekonomicznych, organizacyjnych i środowiskowych, w których import odgrywa rolę wtórną, a nie decydującą, a czasem jest konuiecznością.
Polska nie jest samowystarczalna
Według danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, samowystarczalność Polski w zakresie miodu wynosi ok. 67%, czyli więcej niż średnia unijna (60%), ale wciąż oznacza, że jedna trzecia miodu konsumowanego w kraju musi być importowana. Klimat, sezonowość pożytków oraz krótkie okresy wegetacji uniemożliwiają pełne pokrycie krajowego zapotrzebowania – takie są fakty.
Warto też zauważyć, że ostatnie lata nie należały do udanych pod względem zbiorów miodów odmianowych. W wielu regionach w 2024 i 2025 roku zabrakło miodu lipowego czy akacjowego, a zbiory były mocno zróżnicowane regionalnie. To pokazuje, że produkcja miodu jest w Polsce silnie uzależniona od pogody, a nie od poziomu importu.
Potrzebne przepisy
Od lat Polska Izba Miodu zwraca uwagę na potrzebę zmiany przepisów dotyczących kwalifikacji miodów odmianowych, które w obecnym kształcie są zbyt restrykcyjne i nieadekwatne do realiów klimatycznych oraz pożytkowych. W efekcie większość miodów w Polsce nie spełnia formalnych kryteriów, by zostać uznana za miód odmianowy. To powoduje, że pszczoły pracują, ale pszczelarze tracą, bo nie mogą sprzedawać swoich produktów jako miodów premium, które osiągają wyższe ceny.
– Stowarzyszenie Polska Izba Miodu apeluje, by dostosować przepisy do warunków lokalnych i unijnych standardów, tak aby umożliwić bardziej realistyczną klasyfikację, zwiększyć przejrzystość rynku i poprawić opłacalność krajowej produkcji – tłumaczy Przemysław Rujna z Polskiej Izby Miodów, rozszerzając swoją wypowiedź z komisji.
Większość pszczelarzy to hobbyści
Z danych Ministerstwa Rolnictwa wynika, że w Polsce działa ok. 98 tys. pszczelarzy, z czego aż 98% to hobbyści, posiadający niewielkie pasieki. Jedynie około 0,5% (czyli ok. 600 osób) to pszczelarze zawodowi. Tylko 2% pasiek kwalifikuje się jako specjalny dział rolnictwa (powyżej 80 uli). Oznacza to, że dla zdecydowanej większości pszczelarzy produkcja miodu nie stanowi źródła utrzymania, lecz jest zajęciem dodatkowym, często hobbystycznym. W tym kontekście trudno mówić o typowym „rynku producentów”, gdy struktura branży jest w przeważającej mierze amatorska.
Polska to także eksporter miodu
Choć wiele mówi się o napływie miodu z zagranicy, rzadko przypomina się, że Polska jest jednym z liczących się eksporterów miodu w Unii Europejskiej. Nasz eksport stanowi około 8% całkowitego eksportu miodu z UE, czyli ok. 13 tys. ton rocznie. Odbiorcami są m.in. Niemcy, Francja i kraje Beneluksu.
Rynek jest zatem otwarty w obie strony , zarówno import, jak i eksport są elementami tej samej gospodarki. Nie można porównywać miodów polskich z chińskimi czy argentyńskimi, bo to produkty o innej charakterystyce, klimacie i bazie pożytkowej. Ale też nie można twierdzić, że sam import niszczy krajowe pszczelarstwo, raczej uzupełnia on niedobory surowca, oraz staje się bazą do tworzenia kompozycji, które później są eksportowane.
– Gdyby Polska nie była tak liczącym się ogniwem przetwórstwa produktów pszczelich, to skup polskiego miodu od polskich pszczelarzy byłby jeszcze na niższym poziomie, lub by nie istniał – dodaje Rujna.
Warto podkreślić, że cały profesjonalny obieg miodu w Polsce funkcjonuje dzięki podmiotom zrzeszonym w Polskiej Izbie Miodu, skupiającej importerów, przetwórców i konfekcjonerów. To właśnie oni odpowiadają za dostarczenie miodu do sieci handlowych, zapewnienie badań jakościowych i utrzymanie płynności rynku.
Jak zauważył podczas posiedzenia Radosław Janik, prezes spółdzielni APIS z Lublina, konieczne jest „zasypanie sztucznych podziałów między hodowcami a przetwórcami”, bo obie grupy są od siebie wzajemnie zależne. Bez przetwórstwa nie byłoby rynku, a bez hodowców – surowca.
Dotacje – dużo pieniędzy, mało efektów
Wbrew często powtarzanym opiniom, pszczoły i pszczelarze w Polsce otrzymują jedne z najwyższych form wsparcia w Europie. Rocznie z budżetu państwa i funduszy unijnych do sektora trafia 130–150 mln zł, z czego ok. 80 mln zł to dopłaty krajowe za przezimowane rodziny pszczele, a kolejne 45–55 mln zł pochodzi z Wspólnej Polityki Rolnej (WPR 2023–2027).
Każdy rząd wspierał pszczelarstwo – ostatni dołożył dodatkowe 20 mln zł do programu krajowego. Problem polega nie na braku środków, lecz na ich niewłaściwym wykorzystaniu.
Choć podczas posiedzenia pojawiały się głosy, że rządowe dofinansowanie w wysokości 50 zł do rodziny pszczelej jest zbyt niskie – jak apelował Emil Maciąg – zawodowy pszczelarz reprezentujący Oddolny Ogólnopolski Protest Rolników , proponując podniesienie tej kwoty do 70–80 zł – to jednak, patrząc całościowo, wnioski o kolejne środki wydają się dziś mało uzasadnione. Każdy rząd w ostatnich latach konsekwentnie wspierał pszczelarstwo, a ostatni zwiększył budżet programu krajowego o dodatkowe 20 mln zł. Problem nie leży więc w skali finansowania, lecz w jego niewłaściwym wykorzystaniu i braku efektywności systemu dotacyjnego. Dopóki środki publiczne będą trafiały głównie do pośredników i dostawców sprzętu o zawyżonych cenach, a nie do realnych producentów miodu, zwiększanie dopłat nie rozwiąże problemu – tylko go utrwali. Potrzebne są reformy, przejrzystość i lepsze mechanizmy kontroli, a nie kolejne pieniądze.
Sprzęt pszczelarski objęty dotacjami bywa zawyżony o 100–300% względem cen rynkowych, a środki często trafiają do pośredników, nie do realnych producentów. Kontrole ARiMR ograniczają się do dokumentów, bez weryfikacji cen rynkowych. Być może należałoby rozważyć wprowadzenie przetargów publicznych przy większych zakupach sprzętu finansowanych z dotacji – tak jak ma to miejsce w innych sektorach korzystających ze środków publicznych.
Problem przepszczelenia
Na komisji głos zabrała również Jowita Krzyżanowska-Kupczak ze Związku Zawodowego Rolnictwa i Obszarów Wiejskich, zwracając uwagę na zjawisko przepszczelenia – zbyt dużą liczbę rodzin pszczelich na jednostkę powierzchni. Średnie „napszczelenie” w Polsce przekracza 7 pni na km², podczas gdy optymalne wynosi 3–5.
Zbyt duża liczba pszczół prowadzi do niedożywienia rodzin, rozprzestrzeniania chorób (np. zgnilca złośliwego) oraz wzrostu ryzyka rabunków. Tym samym może to być jeden z realnych czynników osłabiających kondycję polskiego pszczelarstwa – niezależny od importu.
Pseudonauka kontra rzetelność
Podczas posiedzenia Komisji pojawił się również wątek wprowadzenia badań DNA jako nowej metody oceny jakości miodu, promowany przez środowisko skupione wokół indywidualnego korespondenta Międzynarodowej Federacji Pszczelarskiej Apimondia – Tomasza Łysonia. Postulaty te odwoływały się do prywatnych, zagranicznych wzorców i opierały na eksperymentalnych, nieakredytowanych metodach analizy, które nie są uznawane przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) ani krajowe instytuty badawcze.
W opinii wielu ekspertów działania te wpisują się w szerszy trend, w którym środowiska spoza Polski próbują narzucać krajowym producentom własne standardy, nie zawsze oparte na rzetelnej weryfikacji naukowej. Takie praktyki mogą prowadzić do podważania wiarygodności miodów obecnych na polskim rynku i w efekcie osłabienia pozycji polskich przetwórców na rzecz zagranicznych laboratoriów i podmiotów handlowych.
– W ostatnim czasie pojawiają się środowiska i laboratoria zagraniczne, które w sposób coraz bardziej zorganizowany lobbują za wprowadzeniem niesprawdzonych, niestosowanych w Europie metod badań, takich jak analiza DNA – zauważa prof. Mirosław A. Michalski z Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa w Poznaniu. – Wiele z tych działań ma charakter ukrytego lobbingu, a ich celem może być osłabienie pozycji krajowych producentów i przejęcie części rynku. Dlatego – jak podkreśla ekspert – Polska powinna zachować ostrożność i opierać się wyłącznie na uznanych, akredytowanych standardach europejskich.
Polska Izba Miodu konsekwentnie podkreśla potrzebę zachowania europejskich i krajowych standardów akredytacji, zamiast bezrefleksyjnego przyjmowania metod, które mogą służyć interesom zewnętrznym, a nie jakości krajowego miodu.
Wątek Mercosur – na razie bez zagrożenia, ale warto obserwować
W trakcie obrad komisji poruszono przez reprezentanta Polskiego Związku Pszczelarskiego – Henryka Kejdo – również temat potencjalnego wpływu umowy handlowej UE–Mercosur na europejski rynek miodu. Z danych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej wynika, że kraje Mercosur (głównie Argentyna, Brazylia, Urugwaj i Paragwaj) eksportują do Unii Europejskiej ok. 25 tys. ton miodu rocznie, z czego 44% trafia do Niemiec, 26% do Hiszpanii, a 10% do Belgii. Po okresie wzrostu w latach 2014–2022, wolumen importu z Mercosur wyraźnie spadł – o ok. 10% między 2022 a 2023 rokiem, co wskazuje na stabilizację tego kierunku handlu.
Na dziś nie wydaje się, by miód z Ameryki Południowej stanowił dla Polski realne zagrożenie, jednak eksperci zgodnie podkreślali, że sytuację należy uważnie monitorować – szczególnie w kontekście ewentualnego wejścia w życie porozumienia handlowego UE–Mercosur, które mogłoby w przyszłości ułatwić dostęp tamtejszych produktów do unijnego rynku – tłumaczyli uczestnicy.
Import niewinny
– Nie sposób sprowadzać problemów pszczelarstwa do jednego czynnika – importu. Prawdziwym wyzwaniem jest sposób wykorzystywania dotacji, które zamiast wzmacniać produkcję, często napędzają rynek zawyżonego sprzętu i pośredników. Co roku do sektora trafia ponad 130 mln zł, lecz brak realnej kontroli sprawia, że duża część tych pieniędzy nie wspiera pszczelarzy, tylko handel dotacyjny – wyjaśnia dr hab. inż. Joanna Katarzyna Banach, prof. UWM w Olsztynie, ekspertka ds. jakości i autentyczności żywności.
– Miód to tylko jeden z wielu produktów pszczelich, a branża zdominowana przez hobbystów nie może opierać swojej działalności wyłącznie na jego sprzedaży – ekonomicznie to się po prostu nie bilansuje. Jak każde hobby, pszczelarstwo wymaga pasji i ponoszenia kosztów, nie oczekiwania stałych rekompensat – tłumaczy ekspertka.
Dopiero profesjonalizacja, racjonalne wykorzystanie środków i przejrzystość systemu wsparcia pozwolą, by polskie pszczelarstwo było naprawdę silne – nie dzięki dopłatom, lecz dzięki jakości, innowacji i współpracy między hodowcami a przetwórcami.